
Z wizytą u Lili, Gosi i Dominika - O sztuce kompromisów i rodzinnych pasjach
Tu każdy daje coś od siebie: pomysł, rozwiązanie, artystyczne wykonanie i zaraża pasją do tego całą rodzinę. Widać to też w pokoju Lili, w którym funkcjonalny zamysł spotyka się z ich zainteresowaniami.
Pokój 4,5-letniej dziewczynki wypełniają białe meble oraz łóżko z IKEA. Zabawki i najpotrzebniejsze rzeczy Lili są ukryte w pudełkach do przechowywania. W pokoju możemy znaleźć też domek dla lalek wykonany własnoręcznie przez tatę oraz obrazki z kotami, które uwielbia i mama, i córka.
Czy pokój dziecka da się zaplanować na lata? Gosia i Dominik udowadniają, że tak, a nie przeszkadza w tym nawet przeprowadzka do nowego mieszkania. Jeszcze zanim zapytaliśmy, czy mają jakiś pomysł na to, jak pokój Lili będzie rósł razem z nią, Gosia i Dominika nas uprzedzają.

Gosia, Dominik i Lili
Po pracy/po przedszkolu:
Gosia maluje, rysuje, piecze torty i ciastka.
Dominik znajduje projekty do własnoręcznego wykonania lub gra z przyjaciółmi w planszówki oparte o logiczne myślenie.
Lili chodzi na zajęcia z baletu, kocha kotki.Wspólne pasje:rodzinne podróże, design, a wkrótce koty.
Zawodowo:
Gosia jest analitykiem projektowym w firmie consultingowej.
Dominik jest dyrektorem w Związku Cyfrowa Polska.
Lili chodzi do przedszkola.
Pokój, który rośnie wraz z dzieckiem
Gosia: Akurat pokój Lili został przeniesiony z naszego poprzedniego mieszkania. Nie było tam mebli dziecięcych, więc musieliśmy dostosować pokój do noworodka. Mimo że było to wynajmowane mieszkanie, to chcieliśmy stworzyć jej przytulnie urządzony kącik na lata. Dlatego przemalowaliśmy ściany i postanowiliśmy kupić wszystkie meble w IKEA, ponieważ są bardzo uniwersalne. Później przyjechały z nami do naszego obecnego mieszkania i zadziałała magia IKEA! Świetnie odnalazły się tu pod względem gabarytowym, ale też wyglądu. Jedyne co zrobiłam, to w komodach wymieniłam gałki i zrobiliśmy dodatkowy wieszak.
Dominik: Główna koncepcja obecnego pokoju Lili zaczęła się od gór, które są naszą rodzinną pasją i często do nich podróżujemy. Stwierdziliśmy, że to będzie fajny motyw w pokoju Lili, więc zaczęliśmy od malowania gór na ścianie, a później po prostu wstawiliśmy meble IKEA.
Motyw przewodni gór mają też poduszki, które uszyła babcia Lili. Tak samo namiot tipi. Dominik za to własnoręcznie stworzył domek dla lalek. To się wspaniale wpasowało klimat i cała rodzina była zaangażowana w urządzanie.
Dominik: Mam trochę takiej pasji majsterkowicza (śmiech). Znalazłem projekt domku dla lalek, dla córki i stwierdziłem, że spróbuję go zrobić.
Na dobranoc…
Dominik: Zawsze jedno z nas czyta Lili na dobranoc i czekamy, aż zaśnie. Jak to w życiu bywa, często zdarza się nam zasnąć razem z nią. Jej łóżko z IKEA ma funkcję rozsuwania, rośnięcia z dzieckiem, dokłada się do niego tylko kawałki materaca. Na początku było najmniejsze, ale było to problematyczne głównie dla nas. Kiedy z nią zasypialiśmy, to lądowaliśmy w podkulonej pozycji, co nie było zbyt wygodne (śmiech). Zmieniło się to, kiedy któregoś razu nasi znajomi zostali na noc i rozsunęliśmy łóżko do końca, aby mogli tam przenocować. W ten sposób okazało się, że jest to najlepsza opcja, bo nam wygodniej się z nią zasypia i nie ma już problemu. W takich momentach wychodzi właśnie praktyczność mebli IKEA.
Dom otwarty na ludzi
Gosia: Nasz dom to miejsce, w którym czuje się bezpiecznie, do którego lubię wracać. Najważniejsze dla mnie jest to, że mam taką swoją enklawę. Dominik: Właśnie bardzo ważne jest dla nas to, że to azyl nie tylko dla naszej rodziny. Nie jest tak, że chowamy się w domu, tylko traktujemy go jako dom otwarty. Wolimy się w nim spotykać ze znajomymi, zapraszać kogoś i dobrze się bawić. Gosia: Też tak czuję i dlatego, nawet jak jestem na najwspanialszym wyjeździe, to czasami chcę już tu wrócić. Właściwie cieszę się, że wracam.
A macie skąd wracać! Kilka słów o rodzinnych podróżach…
Gosia: Jak za długo gdzieś nie wyjeżdżamy to nas nosi. Nie jest to jednak odhaczanie punktów na mapie. Zawsze kierujemy się tym, co akurat mamy ochotę zobaczyć, jak się czujemy. Może to być Europa albo Polska. Nie lubimy komercyjnych miejsc dla turystów, wolimy raczej gubić się w małych uliczkach, poczuć klimat miejsca.
Dominik: W zeszłym roku na naszych głównych, rodzinnych wakacjach byliśmy w Grecji. Nigdy wcześniej tam nie byłem, więc bardzo długo poszukiwałem czegoś specjalnego, odludnego, bez rodzin z dziećmi. W końcu znajomy polecił nam malutką wyspę, która była strzałem w 10.
Gosia: Znaleźliśmy też kiedyś typowe miejsce na wakacyjne wypady Włochów, płynęliśmy do niego promem. Lili, chociaż była malutka, cały czas pamięta, że statek był w kwiatki.
Rodzinne wakacje bez rodzin z dziećmi
Gosia: Zawsze podróżujemy z Lili, ale działa to tak, że unikamy typowo dziecięcych atrakcji przygotowanych przez hotele. Chcemy zaszczepić jej ciekawość świata i dać możliwość poznania innych kultur i miejsc, żeby mogła cieszyć się małymi rzeczami, dostrzegać szczegóły, a nie tylko koncentrowała się na sztucznych bodźcach oferowanych przez hotele. Dlatego też trochę celowo mamy do tego inne podejście.
Kompromisy i rodzinne realizacje pomysłów Lili
Dominik: Lili kocha kotki.
Gosia: Uwielbiamy w jej pokoju obrazki z kotami, one też są z IKEA. To była jakaś bardzo krótka seria i długo nie docierała do Polski, a ja bardzo się na nie nastawiłam. Koleżanka z Wiednia mi je przywiozła, po czym oczywiście przy następnej wizycie w IKEA znalazłam je w Polsce. Ale bardzo cieszę się, że je mam. Te są po prostu przyjezdne, z Wiednia.
Dominik: A niedługo nasza rodzina powiększy się o dwa koty, tym razem prawdziwe.
Gosia: To pomysł Lili! Nasz miot jest na C, więc w pracy zrobiłam casting na imiona i wygrały Cinque i Cento, ale w domu nie przeszło. Jeszcze tego samego dnia Lili z bardzo poważną miną oznajmiła mi, że jej i tacie nie podobają się te imiona. Stanęło na Cynamonie i Chaosie. Musieliśmy też dogadać się co do ilości futra, ja chciałam zupełnie łysego, a Lili i Dominik futrzastego. Dla Lili właściwie im więcej futra, tym lepiej. Kolejny kompromis: będą lekko futrzaste.

Salon jest idealnym miejscem do prób
Gosia: Poza tym Lili lubi balet, bardzo. Wymyśliła go sobie w wieku 3,5 roku, a wszystkie kursy zaczynały się od 4 roku życia, więc musieliśmy trochę nagiąć system, żeby mogła zacząć chodzić na zajęcia. Na zajęciach była najniższa, najmniejsza, ale pod względem technicznym…
Najlepsza?
Gosia: Nie, nie, no nie (śmiech). Każdy rodzic chciałby powiedzieć to o swoim dziecku, ale myślę, że po prostu nie odstawała. Byłam przekonana, że po prostu zobaczyła jakąś bajkę, w której była baletnica i to taka przejściowa sytuacja. I zaraz będzie chodzić na judo, karate, albo cokolwiek innego co ją zainteresuje. A teraz minęło już półtora roku i nadal chętnie chodzi na zajęcia, ciężko ćwiczy i ostatnio nawet wzięła udział w pokazie baletowym.
Dominik: Byliśmy z nią też kilka razy w operze na balecie. Baliśmy się czy da radę wysiedzieć, bo są to ponad 3 godzinne spektakle, ale za każdym razem z zapartym tchem oglądała do końca. Byliśmy trochę w szoku. Wcześniej nigdy nie mieliśmy nic wspólnego z baletem.
Gosia: Balet to był w 100% jej pomysł, sama z tym wyszła. Byliśmy na to otwarci, skoro chciała spróbować, dlaczego nie. Znaleźliśmy dla niej zajęcia w dzielnicowym domu kultury, więc to nie jest zawodowy, wyrafinowany kurs, tylko bardziej taka zabawa dla dzieci. O to właśnie chodzi, bo to nie ma być dla niej przykra konieczność i nie ma traktować tego ambicjonalne. Jeśli sprawia jej to przyjemność, to niech chodzi i się tym cieszy
Gosia: Nie ukrywam, że fajnie to wygląda, a stroje baletowe też mnie gdzieś zafascynowały i tak jak nigdy przesadnie nie interesowałam się baletem, a na żywo widzieliśmy balet tylko dzięki Lili. Oczywiście po obejrzeniu bardzo urzekły mnie choreografie, stroje i muzyka, samo przedsięwzięcie jest piękne. Jest to piękna sztuka. Wspaniałe jest to, że dzięki Lili my też mogliśmy to poznać.
Gosia uwielbia malować, natomiast większość tego, co stworzy oddaje komuś w prezencie. W salonie jednak możemy znaleźć obraz jej autorstwa, na którym widnieje… baletnica.Gosia: Balet to był w 100% jej pomysł, sama z tym wyszła. Byliśmy na to otwarci, skoro chciała spróbować, dlaczego nie. Znaleźliśmy dla niej zajęcia w dzielnicowym domu kultury, więc to nie jest zawodowy, wyrafinowany kurs, tylko bardziej taka zabawa dla dzieci. O to właśnie chodzi, bo to nie ma być dla niej przykra konieczność i nie ma traktować tego ambicjonalne. Jeśli sprawia jej to przyjemność, to niech chodzi i się tym cieszy

Centrum zarządzania dziecięcym światem
Stolik z IKEA w pokoju Lili jest wielofunkcyjny. Lili ma ochotę rysować? Mamy biurko. Czas na szybką stylizację przed zajęciami z baletu? Mamy toaletkę.
Sztuka wzajemnego uzupełniania się
Gosia: Dominik zawsze odwala całą czarną robotę, ja zawsze przychodzę na gotowe. Wiosło całe też on wyszlifował, a ja tylko je pomalowałam.
Dominik: Z mojej perspektywy, to jednak większym wyzwaniem było namalowanie tego nurka przez moją żonę. Dokładne zeskrobanie lakieru i odmalowanie to było trochę pracy, ale sprawiło mi po prostu wiele przyjemności.